W pewien czercowy weekend wybraliśmy się do najbardziej wysunietego na południowy zachód miejsca w Wielkiej Brytanii - Kornwalii.
Niedziela:
Pogoda - lekko pochmurnie, chłodnie choć przecież to już początek lata..Już za Dorchester ciemne chmury, o nie..ale jednak.. rozpadało się, totalna ulewa..i w takich to warunkach dojechaliśmy aż do samego Newquey. W sumie zajęło nam około 4 godziny. Nie tak źle. Wychodzi słońce zza ciemnych chmur:)Czyżby to dobry znak? - pomyśleliśmy..W Newquey zatrzymaliśmy się w malutkim choć bardzo przyjemnym B&B. Strasze małżeństwo gospodarzy otworzyło nam drzwi, z uśmiechem na twarzy padło standardowe pytanie:
-"Jak się macie? Jak minęła podróż?"
- "Dziękujemy, bardzo dobrze, a podróż ciekawa, cieszymy się, że się już skończyła".
Dostaliśmy klucze, zostawiliśmy rzeczy, nie zwracając uwagi na nieprzychylność warunków pogodowych, poszliśmy rozpocząć zwiedzanie. Choć na chwilkę. Kurtki są, kaptury też na wszelki wypadek, uśmiech na twarzy też - bedzie dobrze. Do pierwszej plaży mieliśmy około 10 minut spacerkiem. I już tam rozpoczął się zachwyt. Szerokie łąki, równo skoszonej trawy, a tuż za nią, kamieniste klify, wbijające się w morze, które wówczas niespokojne przywitało nas wysokimi falami. Spacerowaliśmy wzdłuż klifów, siedzieliśmy schowani przed mocnym wiatrem w budce, by choć na dłużej nacieszyć sie widokami. Szalone troche, ale nie mogliśmy się oprzeć:)Kolację, a właściwy poźny obiad zjedliśmy na mieście. Wybraliśmy ulubione meksykańskie jedzonko. Smacznie było:) Wróciliśmy do pokoju, by wypocząć przed następnym dniem.
Poniedziałek:
Angielskie śniadanie na początek dnia heh napewno dało nam wiele siły poprzez zjedzone kalorie, 3 bekony, jajko sadzone, fasolka, kiełbaska, ziemniaczki, smażone pomidorki, tosty i kawusia. Czas na zwiedzanie. Bardzo chcieliśmy zobaczyć też inne miejsca w Kornwalii, dlatego z samego rana wsiedliśmy w samochód i udaliśmy się do St. Ives. Około 30 mil, szybkimi drogami. Miasteczko cudowne, lekko pagórkowate. Najbardziej urzekły mnie białe domki zbudowane wzdłuż zatoki zajmujące całe wzgórze. Wąskie drogi, brak chodników dają szansę na wykazanie swoch umiejętności za kierownicą. Szeroka plaża, świetne warunki so surfowania, mnóstwo turystów spacerujących. Szkoda, że zdałam sobie sprawę, że bateria w aparacie nie jest naładowana:( uratował nas aparat w telefonie, choć tyle! Kolejnym punktem był Land's End. Kolejny raz bardzo wąskie drogi, gdzieś na końcu świata. Wokół tylko pagórki, owce, małe domki gdzie nie gdzie. Zaparkowaliśmy samochód. Zanim doszliśmy do słynnego miejsca "końca", przeszliśmy przez plac rozrywki, mnóstwo sklepów z pamiątkami, restauracja i toalety:). Jesteśmy. To tu ..nie ma dalej już nic tylko woda, woda..toż to i ocean. Podziwiając krajobraz - zielone wzgórza, brązowo-czarno- szaro-ciemnozielone klify, skały..spacerowaliśmy około 2 godzin. Zadowoleni!W drodze powrotnej do Newquey zatrzymaliśmy się na chwilkę w Penzance. Koło godzinki 17 byliśmy z powrotem. Lekki odpoczynek, czas naładować baterie w aparacie oczywiście. Dzień długi, pogoda ładna.. czas na zwiedzanie Newquey. Miasto spokojne, pełne małych uliczek, często kamienistych jak za dawnych czasów. Plaże piaszczyte, szerokie, fale wysokie, bardzo dużo surferów. Jednym z ciekawszych miejsc było Towan Island - dom na skale, do którego dojść można tylko przez wiszący na 30 m most Harpera - nazwa pochodzi od nazwiska projektanta i wykonawcy. Niestety miejsce prywatne, więc tylko z daleko można spoglądnąć. Można je nabyć za jedyne 1.25 miliona funtów!Fast food na mieście na kolację. Czasem można pozwolić, szczegolnie pon takim dniu pełnym atrakcji. Zmęczeni, zadowoleni wróciliśmy do pokoiku.
Wtorek:
Czas na powrót do Bournemouth. Po angielskim śniadanku, pożegnaliśmy się z gospodarzami:
- " Dziekujemy. Do zobaczenia wkrótce".
Wsiedliśmy w samochód..ale jeszcze pojechaliśmy do centrum miasta, znaleźliśmy miejsce parkingowe..postanowiliśmy jeszcze przez trochę pochodzić wzdłuż brzegu, popatrzeć na z góry na klify, powdychać kornawlijskiego powietrza:) a i był czas na kupno pamiątek:)heh czas na powrót do Bournemouth, ..Pogoda piękna, słonecznie, ciepło..lato.
Do dziś pamiętam zapach morza, prawie oceanu, szum fal, ciemno-zielone klify i zachód słońca..choć pogoda płatała nam figle..było pięknie, bajecznie..wehikuł czasu.
Do zobaczenia wkrótce!
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
dla mnie też nieznane, ale przyznaję, urokliwe, pozdrawiam
-
A dla mnie to tereny zupełnie nieznane - piekne pejzaże.
-
Kręciłem się kiedyś po tamtej okolicy.Bajka. Pozdrawiam
-
staram się wykorzystywać wolne chwile, czasem myślę..że podróże są dla mnie jak powietrze..
miejsce rzeczywiście wyjątkowe -
późny meksykański obiadek i angielskie śniadanko :) - miejsce wspaniałe
-
Widze, ze korzystasz z urokow zycia, i slusznie :-)